Od wielu lat bezrobotna młodzież – obok pozostających bez pracy niepełnosprawnych, więźniów czy rodziców samotnie wychowujących dzieci – zaliczana jest do grupy osób w tzw. szczególnej sytuacji na rynku pracy. Nie bez przyczyny. Problem z brakiem pracy dla młodych ma wymiar strukturalny. Oznacza to, że nie jest zależny od koniunktury – nawet jeśli gospodarka rośnie w siłę i poprawia się większość ekonomicznych wskaźników, bezrobocie młodych nie zanika. Problem – owszem – traci na sile, ale nie przestaje „trapić”.
Dobrą ilustracją tego zjawiska jest polski rynek pracy z lat 2003-2010. O ile na początku fatalnego pod względem gospodarczym 2003 roku stopa bezrobocia wśród osób w wieku 15-24 lata wynosiła prawie 44%, o tyle w prosperity w III kwartale 2008 roku osiągnęła rekordowe minimum (16,1%). Nadal jednak utrzymywała się na poziomie dwucyfrowym i była niemal 2,5 razy większa niż wskaźnik dla populacji ogółem. Wraz z pierwszymi symptomami spowolnienia gospodarczego zaczęła ponownie piąć się w górę. I choć to samo działo się z miernikiem ogólnym, to jednak bezrobocie wśród młodych rosło znacznie szybciej. Skutek: pod koniec 2010 roku wynosiło 23,6%, tj. ponad dwa razy więcej niż ogółem.