Artykuły

Różowe kołnierzyki – przekleństwo czy szansa?

05.03.2012 Autor: Anna Cieślik
Zawody słabo płatne, o małych możliwościach awansu, wykonywane głównie przez kobiety – profesje te amerykańscy socjologowie określili terminem „różowych kołnierzyków”. W pierwszej części artykułu omówiono genezę zjawiska, wymieniono zawody zaliczane do tej grupy oraz opisano ich specyficzne wymagania. Następnie zajęto się na negatywnymi aspektami wykonywania takich profesji: dyskryminacją płacową oraz panującymi stereotypami i ich ewolucją we współczesnej gospodarce. Ostatnia część artykułu skupia się na odpowiedzi na pytanie, czy „różowe” zawody oferują coś wyjątkowego i w jaki sposób wpływają na wzrost przedsiębiorczości wśród kobiet.
Podział profesji według kolorów stroju służbowego został wprowadzony przez amerykańskich socjologów. Miał on na celu zgrupować zawody charakteryzujące się podobnymi wymaganiami i szansami rozwoju. O „białych kołnierzykach” – wysoko wykwalifikowanych, dobrze opłacanych pracownikach umysłowych – słyszał chyba każdy. W ostatnich latach upowszechnił się też termin „niebieskie kołnierzyki” określający pracowników fizycznych związanych z produkcją czy budownictwem. W ich cieniu pozostają jednak tzw. „różowe kołnierzyki”. Jakie zawody zaliczane są do tej grupy? Czym się charakteryzują?

„Różowe kołnierzyki”, czyli co?


Pierwotnie terminem „różowe kołnierzyki” określano zawody wykonywane w bezpiecznych warunkach, niewymagające dużej siły fizycznej ani wysokiego wykształcenia. Co bardzo istotne, były to profesje silnie sfeminizowane, wykonywane niemal wyłącznie przez kobiety. „Różowymi kołnierzykami” były więc osoby pracujące jako kelnerki, pokojówki, nianie, nauczycielki, bibliotekarki, kosmetyczki, fryzjerki czy sekretarki. Zawody te charakteryzują się w zdecydowanej większości niskimi płacami oraz małymi możliwościami rozwoju i awansu. Dodatkowo, w zdecydowanej większości są przedłużeniem funkcji, jakie kobiety tradycyjnie pełnią w rodzinie. Ponadto wymagają umiejętności nawiązywania kontaktów, większej empatii czy cierpliwości, w których bez wątpienia celują panie. Dlaczego zawody te zdecydowano się określić mianem „różowych”? Wyjaśnień jest kilka, wszystkie jednak jednoznacznie wskazują na ich kobiecy charakter. Według jednej z hipotez nazwa wywodzi się od różowych uniformów bardzo często noszonych przez kelnerki. Inne wyjaśnienia wskazują natomiast, że jest to ulubiony odcień małych dziewczynek.

Mimo że obecnie kobiety są w zdecydowanie lepszej sytuacji na rynku pracy niż w przeszłości, wiele z nich nadal związanych jest z sektorem „różowych kołnierzyków”. W tym „wycinku” gospodarki też zaszły jednak znaczące zmiany. Obecnie wiele zawodów tradycyjnie zaliczanych do tej grupy wymaga już wyższego wykształcenia (wystarczy wspomnieć nauczycielki, pielęgniarki czy kosmetyczki). Nadal jednak nie przekłada się to niestety na wyższe płace czy możliwości rozwoju zawodowego.

W związku z tym, w krajach anglosaskich, skąd wywodzi się termin „różowe kołnierzyki” i gdzie profesje te zostały po raz pierwszy opisane, prowadzona jest na ich temat coraz szersza dyskusja. Ekonomiści, socjologowie i psycholodzy zastanawiają się, czy wykonywanie takich zawodów przez kobiety jest dowodem stale obecnej na rynku pracy segregacji płciowej czy też profesje te oferują przedstawicielkom płci pięknej coś wyjątkowego, czego nie oferują inne sektory gospodarki. Jak jest w rzeczywistości?

Kolor dyskryminacji?


Po raz pierwszy na dyskryminację kobiet pracujących w „różowych” zawodach zwrócił uwagę amerykański ruch feministyczny w latach 70. XX wieku. Jego przedstawicielki podkreślały, że często kobiety z góry skazane były na „żeńskie” zawody. Ze względu na to, że znalezienie zatrudnienia w zawodach zdominowanych przez mężczyzn było praktycznie niemożliwe, nie miały one realnej możliwości wyboru.

Wydawać by się mogło, że obecnie takie podejście to już przeszłość. Nic bardziej mylnego – zjawisko to jest w pewnym stopniu zauważalne nawet dzisiaj. Klasycznym przykładem jest mała liczba kobiet pracujących w szeroko rozumianym sektorze nowych technologii, w szczególności na stanowiskach kierowniczych. W USA sytuację tę określono nawet mianem „szklanego sufitu IT”. Nieliczne kobiety pracujące na wysokich stanowiskach lub prowadzące własne firmy w Dolinie Krzemowej przyznają, że czują na sobie dużo większą presję niż mężczyźni. Cały czas muszą udowadniać swój profesjonalizm, a w wypadku niepowodzenia jest ono od razu uogólniane na wszystkie kobiety pracujące w branży. W związku z tym część pań decyduje się pozostać w niskopłatnych zawodach związanych z nauczaniem, opieką czy usługami fryzjersko-kosmetycznymi. Czują się tam po prostu bezpieczniej i mogą uniknąć tak silnej presji. Warto zauważyć, że nawet w przypadku kobiet na najwyższych stanowiskach, zarządzają one najczęściej koncernami z branż uważanych za „kobiece”, takich jak przemysł spożywczy czy kosmetyczny.

Po drugie, podkreśla się znaczne różnice płacowe między zawodami kobiecymi i męskimi. Mimo iż od lat siedemdziesiątych sytuacja kobiet na rynku pracy zdecydowanie się poprawiła, ten aspekt opiera się zmianom. Nie jest tajemnicą, że zarówno w Polsce, jak i na świecie kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Okazuje się, że przedstawicielki „różowych” zawodów zarabiają mniej niż mężczyźni zatrudnieni na „niebieskich” stanowiskach. Przykładowo, w Stanach Zjednoczonych statystyczna kobieta zarabia średnio 80% tego, co mężczyzna. Według danych Banku Światowego również w Polsce różnica między średnimi zarobkami mężczyzn i kobiet wynosi ok. 20%.

Co jeszcze bardziej niepokojące, dysproporcja ta zwiększa się wraz ze stanowiskiem i jest najwyższa w przypadku dyrektorów i prezesów firm. Ostatnio wiele krajów wykazuje różnego rodzaju inicjatywy mające na celu zmienienie tej sytuacji. Ciekawym przykładem jest Hiszpania, gdzie w określonych sytuacjach w CV można zupełnie pominąć dane osobowe, a zawrzeć tylko wykształcenie i doświadczenie zawodowe. Takie działania mają sprzyjać zatrudnianiu na podstawie wyłącznie kryterium merytorycznego (kwalifikacji) i utrudniać dyskryminację.

Wreszcie nie wolno zapominać o negatywnej roli stereotypów. Z „różowymi kołnierzykami” wiąże się stereotyp niezbyt wykształconej kobiety o niewielkich możliwościach intelektualnych. W związku z tym praca, jaką wykonuje, nie może być skomplikowana. Bardzo często jest ona postrzegana przede wszystkim jako matka, a dopiero potem pracownik. Z góry zakłada się więc, że będzie mniej wydajna i nie będzie w pełni poświęcać się pracy. Ponadto, od początku zawody takie jak opiekunka czy kosmetyczka uważano też za niezbyt prestiżowe, zupełnie pomijając znaczenie umiejętności w ich wykonywaniu. Zdaniem wielu badaczy to właśnie takie negatywne stereotypy sprawiły, ze obecnie kobietom na rynku pracy jest ciężej niż mężczyznom.

Dodatkowo, mimo tego że już od kilku lat wśród studentów szkół wyższych przeważają kobiety, które z reguły kończą studia z lepszymi wynikami, nie przekłada się to na zmianę postrzegania kobiety jako pracownika. Wpływa to m.in. na strukturę bezrobocia. Na przykład w Polsce wśród osób długotrwale bezrobotnych przeważają kobiety pomimo faktu, że mają wyższe kwalifikacje.

Zjawisko „szklanego sufitu”, dysproporcje płacowe i stereotypy doprowadziły do powstania w literaturze amerykańskiej terminu „różowego getta”. Określenie to, użyte po raz pierwszy w 1983 roku miało podkreślać, że w zdecydowanej większości zawody wykonywane przez kobiety wiążą się z niskimi pensjami i brakiem możliwości rozwoju. Prowadzi to do ograniczenia szans na rynku pracy, czego symbolem ma być getto.

Różowa szansa…


Pomimo wielu negatywnych konotacji i zarzutów różowe profesje cały czas są bardzo popularne wśród kobiet. Nie dzieje się tak tylko z powodu ograniczonych możliwości. Decyzja o wykonywaniu jednego z tych zawodów jest też wynikiem innego spojrzenia na pracę zawodową niż w przypadku mężczyzn.

Kobiety oczekują od swojego stanowiska trochę innych rzeczy niż mężczyźni. Mimo że dla obu płci najbardziej liczą się przede wszystkim zarobki i możliwość awansu, to kobiety częściej podkreślają wagę takich czynników, jak relacje ze współpracownikami czy ogólna atmosfera panująca w miejscu pracy. W pewnym stopniu może to tłumaczyć wybór typowo żeńskich zawodów. Dla wielu kobiet stosunki międzyludzkie panujące przykładowo w salonie fryzjerskim są przyjacielskie i dają większy komfort psychiczny.

Warto też zauważyć, że znaczna część „różowych” zawodów (np. nauczycielka, bibliotekarka czy pielęgniarka) jest finansowo zależna od budżetu państwa. Tłumaczy to niskie płace. „Budżetówka” jest z nimi tradycyjnie utożsamiana, ale daje też w zamian większą stabilność zatrudnienia. Jest to szczególnie ważne w czasie kryzysów. O ile podczas ostatniego z nich w branżach zdominowanych przez mężczyzn miały miejsce masowe redukcje etatów, o tyle sfera budżetowa nie odnotowała znacznego spadku zatrudnienia.

Większość kobiet pragnie też pogodzić swoje obowiązki domowe i opiekę na dziećmi z pracą zawodową. W sektorze „różowych kołnierzyków” jest to łatwiejsze ze względu na większą elastyczność czasu pracy oraz możliwość pracy w niepełnym wymiarze godzin. Dzięki temu kobiety mogą dostosować swoje godziny pracy w taki sposób, by nie cierpiało na tym ich życie rodzinne.

… i biznes


Z elastycznością czasu pracy wiąże się też problem przedsiębiorczości kobiet. Okazuje się, że wiele firm zakładanych i prowadzonych przez kobiety łączy się z typowo żeńskimi zawodami. Panie prowadzące własne przedsiębiorstwa dominują przede wszystkim w branżach związanych z modą i urodą. Przez to bardzo często padają ofiarą krytyki ze strony innych przedstawicielek płci pięknej. Zarzuca się im, że nie potrafią prowadzić interesów w „poważnych” branżach. Czy słusznie? Wydaje się, że nie. Warto pamiętać, że jedna z podstawowych zasad tworzenia własnego biznesu głosi, by zakładać przedsiębiorstwo oferujące produkty lub usługi, na których zna się właściciel. Czy więc kobiety zakładające takie firmy nie postępują w myśl zasad ekonomii? Dodatkowo ich przedsiębiorstwa świadczą usługi, na które jest popyt generowany przez inne kobiety. Co więcej, robią to z dużym sukcesem. W Kanadzie ok. 47% firm zaliczanych do sektora małych i średnich przedsiębiorstw jest prowadzonych przez kobiety. I chociaż Polkom do tak dobrych wyników jeszcze daleko (obecnie stanowią one 34% polskich przedsiębiorców), to jednak liczba kobiet biznesu rośnie także w naszym kraju.



Mimo że firmy te często funkcjonują w branżach uważanych za mniej prestiżowe, to jednak całkiem dobrze prosperują, nawet w czasach kryzysu. Przyczyniać się do tego może tzw. „efekt szminki”. Zjawisko to polega na tym, że w czasie kryzysu zmniejsza się konsumpcja dóbr luksusowych o znacznej wartości (np. ubrań od projektantów czy ekskluzywnych samochodów), a wzrasta popyt na dobra luksusowe o mniejszej wartości (tytułowa szminka w przypadku kobiet czy elektronika w wypadku mężczyzn). Tak więc w okresach spowolnienia gospodarczego te „mniej prestiżowe” przedsiębiorstwa mogą nie odczuwać znacznego spadku zamówień. Ponadto, z powodu elastycznych godzin pracy i możliwości pracy w domu opisane firmy bardzo często zakładają młode matki. W USA kobiety te określa się mianem mompreneurs (połączenie słów „mom” – mama i „entrepreneur” – przedsiębiorca).

Zawody typowo kobiece zawsze istniały i zapotrzebowanie na nie nie będzie maleć. Nie należy jednak marginalizować ograniczeń, z jakimi stykają się na co dzień przedstawicielki „różowych kołnierzyków”. Dysproporcje płacowe czy krzywdzące stereotypy powodują, że zjawisko „różowego getta” nie przestaje istnieć, ale zmienia jedynie swoje oblicze. Z tego powodu nadal jest problemem aktualnym i przenosi się do nowych branż, takich jak IT. Trzeba również pamiętać, że motywacją dużej części kobiet wykonujących opisane zawody jest przede wszystkim pogodzenie obowiązków zawodowych z rolą żony i matki. Nadzieją wydaje się znaczny wzrost przedsiębiorczości wśród „różowych” zawodów. Dzięki temu właścicielki „różowych” firm stają się siłą, z którą trzeba się liczyć.

Bibliografia
Goldstein D. [2009], Pink-collar blues [online]. Dostępny w internecie: http://prospect.org/article/pink-collar-blues.
Kleiman C. [2006], Pink-collar workers fight to leave „ghetto” [online]. Dostępny w internecie: http://seattletimes.nwsource.com/html/businesstechnology/2002727003_kleiman08.html?syndication=rss.
Lindell R. [2010], Pink-collar jobs spare women from the recesion [online]. Dostępny w internecie: http://gbaforwomen.wordpress.com/2010/12/17/pink-collar-jobs-spare-women-from-the-recession-by-rebecca-lindell.
Mompreneurs: powerful business network or pink-collar ghetto? [online]. Dostępny w internecie: http://www.thestar.com/news/article/1073452.
Napikoski L., Pink-collar ghetto. Are women still stuck? [online]. Dostępny w internecie: http://womenshistory.about.com/od/work/a/pink_collar_ghetto.htm.
O’Rourke T. [2011], Pink-collar jobs allow moms to make money at Home [online]. Dostępny w internecie: http://www.kypost.com/dpps/money/consumer/Pink-Collar-jobs-allow-moms-to-make-money-at-home_6102384.
Płeć a możliwości ekonomiczne w Polsce: czy kobiety straciły na transformacji? [2004], Raport Banku Światowego nr 29205.
Study finds women largely confied topink-collar jobs [online]. Dostępny w internecie: http://www.usatoday.com/news/nation/2003-05-04-pink-collar_x.htm.
Why I (used to) hate pink-collar startups [online]. Dostępny w internecie: http://www.forbes.com/sites/dailymuse/2011/09/23/why-i-used-to-hate-pink-collar-startups.

Wszystkie źródła internetowe – stan na dzień 08.02.2012 r.
Anna Cieślik