Nazywa się ich różnie. W zależności od kraju są pokoleniem 1 000 euro, generacją praktyk, straconym pokoleniem. Oni sami mówią o sobie „oburzeni” lub – nawiązując do popularnego produktu firmy Apple – IPOD, co po rozszyfrowaniu i w wolnym tłumaczeniu z angielskiego oznacza: niepewni, pod presją, nadmiernie opodatkowani, zadłużeni.
O kim mowa? O młodych Europejczykach wkraczających właśnie na rynek pracy. Choć pierwsze kroki w tej dziedzinie nigdy nie były łatwe, nigdy nie były też tak trudne jak obecnie. Dlaczego tak jest? Młodzież jest zawsze pierwszą ofiarą hamującej i ostatnim beneficjentem rozpędzającej się gospodarki. W literaturze amerykańskiej zjawisko to porównuje się do rachunkowej zasady LIFO (last in, first out), przy pomocy której szacuje się ruch towarów w magazynie i wycenia ich wartość. Na język polski regułę tę tłumaczy się jako „ostatnie przyszło, pierwsze wyszło”. Tak też jest z „przepływem” młodych w przedsiębiorstwach. W momencie gdy gospodarka wraca na ścieżkę wzrostu, większość firm, mając do wyboru młodego, niedoświadczonego pracownika i osobę o ugruntowanej pozycji w branży, podejmie współpracę z tą drugą. Świeży absolwent zasili szeregi firmy dopiero jako ostatni i najprawdopodobniej nie wcześniej niż wtedy, gdy na rynku zabraknie „starych wyjadaczy”. Z kolei w okresie dekoniunktury z firmą w pierwszej kolejności pożegnają się osoby o najkrótszym stażu, najskromniejszym doświadczeniu czy też najniższej, realnej wartości dla przedsiębiorstwa. Głównie ludzie młodzi.
Nie bez przyczyny od wielu lat bezrobotna młodzież – obok pozostających bez pracy niepełnosprawnych czy rodziców samotnie wychowujących dzieci – zaliczana jest do grupy osób w tzw. szczególnej sytuacji na rynku pracy. Problem z brakiem pracy dla młodych ma bowiem wymiar strukturalny. Oznacza to, że nie jest zależny od koniunktury – nawet jeśli gospodarka rośnie w siłę i poprawia się większość ekonomicznych wskaźników, bezrobocie młodych nie zanika. Problem – owszem – traci na sile, ale nie przestaje trapić.
Osobnym zagadnieniem są skutki, jakie niepowodzenia młodych na rynku pracy mogą mieć dla nich samych. W opozycji do większości wcześniejszych pokoleń dzisiejsi dwudziestolatkowie nie doświadczyli żadnej pokoleniowej traumy. Przeciwnie – są przywiązani do komfortu, który zagwarantowały im stabilne posady rodziców, głównie reprezentantów tzw. pokolenia X. Ci ostatni dzięki pracy w dużych korporacjach i nierzadko astronomicznym zarobkom zapewnili młodym spokojne dorastanie. Nie przewidzieli jednak, że „bajka” może się skończyć w momencie, gdy ich dzieci będą musiały rozglądać się za własnym źródłem utrzymania. Już teraz psycholodzy przewidują, że zmagania pokolenia Y ze znalezieniem pracy mogą odcisnąć piętno na ich psychice - przynieść poczucie bezradności, apatię czy izolację. Niektórzy zaczynają wręcz mówić o nowym pokoleniu – generacji Z, której wyróżnikiem staną się problemy ze znalezieniem godnej pracy.
Czy młodzi Europejczycy powinni obawiać się o zawodową przyszłość? Dlaczego ostatni kryzys jest bardziej dotkliwy dla młodzieży niż poprzednie? Jak wcześniejsze zawirowania gospodarcze odbiły się na sytuacji młodzieży na rynku pracy? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdą Państwo w artykule „
Koniec bajki? Pokolenie Z szuka pracy”.